zeby mi sie chcialo tak jak mis ie nie chce
Motywacja to istotny element, którego nie może zabraknąć w naszym życiu. Co robić, aby się chciało chcieć i to niezależnie od tego, co mamy do zrobienia, jaki stawiamy sobie cel czy na jakim etapie życia jesteśmy. Każdego z nas motywują i demotywują inne czynniki. Ważne jest, aby sobie to uświadomić i wprowadzić do naszej
RETRO Kubek GARNUSZEK 320ml biały ŻEBY MI SIĘ CHCIAŁO TAK JAK MI SIĘ NIE CHCE. Menu. Produkty. add remove . Zastawa stołowa add remove . Talerze; Kubki
zeby mi sie tak chcialo jak mi nie chce jestem tak obolała po wczorajszym wfie oraz 2 skurczach nóg że nie chce mi sie nic robic na studiach T____T.
Święta miałam super. Kolacja bardzo udana, prezenty - same hity, wszyscy zachwyceni i zadowoleni. Na drugi dzień obiad w gronie rodziny i przyjaciół. W sumie impreza skończyła się około północy. A dziś do pracy.. Buuu.. Ktoś jeszcze dziś
nic . Siedzę przed kompem i klepię bezmyślnie , synek gra w gry komputerowe ,powinnam pobawić się z nim lub mu poczytać ( co ze mnie za matka???) . Jutro do roboty na 12 h powinnam ugotować obiad na jutro , bo dzieciarnia z tatą zostaje a
nonton film milea suara dari dilan 2020 full movie lk21. „Panie Boże spraw, żeby mi się chciało tak, jak mi się nie chce!!!”- te słowa często słyszałam wypowiadane przez moją adoptowaną matkę Ewę z uniesionymi rękoma do góry, kiedy stała na korytarzu szykując się do wyjścia. Z prędkością światła przejęłam od niej ten nawyk. Na serio, o wiele łatwiej jest odczarować rzeczywistość, gdy użyje się tej magicznej formuły. „Panie Boże spraw, żeby mi się chciało tak, jak mi się nie chce!!!” Czego mi się nie chce?” No zgadnijcie? BINGO!!!! Tak, tak- prac, sprzątać , gotować…. Ale również żyć według planów, które na siebie codziennie nakładałam. Grafiki zajęć są dobre, bo mniej więcej pokazują co kiedy trzeba zrobić, ale trzymanie się ściśle ram tej agendy nie zawsze wychodzi na dobre. Ja się trochę wymęczyłam ciągłym odhaczaniem kolejnych punktów programu. Postanowiłam więc dać sobie więcej luzu i robić tylko to, co jest naprawdę konieczne (No niestety ugotować i posprzątać trzeba ,ale staram się to przyjmować z optymizmem. Pamiętajmy też, że dla mnie prowadzenie bloga to też jest obowiązek- przyjemny, ale zawsze jednak powinność, którą codziennie wypełniam.). Resztę zaś moich czynności stanowią zajęcia, na które po prostu mam ochotę (przeczytanie artykułu w gazecie, książki, pójście na spacer itd.). Robię tak, bo niestety dni mojej wolności chyba dobiegają końca. Czas się wziąć za robotę. Myślałam, że uda mi się połączyć pasję ze zdobywaniem pieniędzy, ale okazało się, że jest to o wiele trudniejsze niż się spodziewałam- SZKODA, WIELKA SZKODA!!! Zdaję sobie, że do tego potrzebna jest cierpliwość i czas, ale ja niestety tego czasu nie mam. Żyjemy w kraju, gdzie trzeba opłacać ZUS i z czegoś żyć. Jak sami dobrze wiecie życie staje się coraz droższe i nie sposób nieustannie bujać w obłokach obiecując sobie naiwnie, że zdarzy się cud. Ja wierzę w szczęście, fart i łut losu, ale bardziej niż w te wszystkie dobre zrządzenia wyznaję zasadę , że „uczciwością i pracą ludzie się bogacą”. W moim przypadku zawsze tak było. Moje zdolności to jedna rzecz, natomiast druga- o wiele bardziej ważniejsza to pracowitość, nieugiętość i niedawno wypracowana konsekwencja. Dlatego właśnie czas wskoczyć na etat i spełniać cudze marzenia. Ale nie opuszczam siebie samej, nie daję za wygraną- będę nadal dążyć do celu. Tylko, że moja droga do niego stanie się bardziej zróżnicowana. Trzeba będzie połączyć przyjemne z pożytecznym. Znaleźć w życiu czas na pracę i pasję, a kto wie może wtedy po jakimś czasie mój trud zostanie wynagrodzony. Nie mam zamiaru jednak pójść drogą, o której zdecydowałam, że nie jest już dla mnie. Pisałam o tym wielokrotnie- nie chcę już biegać po biurze w szpileczkach, nie chcę brać na siebie odpowiedzialności za to czy ktoś kupi produkt, w który nie wierzę, nie chcę na koniec brać udziału w gierkach, które miejsce mają wszędzie tam, gdzie pojawia się szef—mężczyzna i krążąca wokół niego jak ziemia wokół słońca, kobieta pełna zazdrości, która zrobi wszystko, by się mnie pozbyć, bo nie do końca odpowiada jej, że jestem lepiej wykształcona, znam więcej języków i mam dłuższe nogi. I nawet jeśli nie wykorzystam mojego całego potencjału na stanowisku, które obejmę (a jeszcze nie jestem w ogóle pewna czy dostanę jakąkolwiek prace ha ha ha ), to wale mnie to nie boli, ani nie czuje, żeby mi to w żaden sposób przeszkadzało, że będę miała niższe wynagrodzenie, bo teraz najbardziej liczy się dla mnie spokój psychiczny i przeświadczenie, że moja praca jest coś warta, a taką wartość się czuje, gdy jest w ogóle się wynagradzanym finansowo (W domu robię wszystko to, co robiłabym normalnie jako pomoc domowa, a jakoś nikt mi za to nie płaci!!!!). Myślę, że płatne zajęcie jest niezmiernie istotne w życiu każdego człowieka tym bardziej u chorych na ChAD- takich jak ja. Ostatnio kilkakrotnie pojawiły się pytania czy pójście na rentę to dobry wybór. Otóż Moje Drogie każdy taka decyzję podejmuje sam i jest ona oczywiście zawsze uzależniona od indywidualnego przypadku. Ale chciałabym tylko podpowiedzieć tym, którzy nie mają przepracowanych lat pracy, a zastanawiają się nad tym, czy by nie zostać stypendystami ZUS’u , to droga jest taka, że najpierw trzeba być pół roku na L4, potem rok na zasiłku rehabilitacyjnym, a dopiero potem starać się o rentę- tak jest w przypadku, gdy ktoś zachoruje w trakcie wykonywania jakiejś pracy. „Praca uszlachetnia”- takie słowa usłyszałam na studiach od jednaj z wykładowczyń i uważam, że to prawda. Praca daje poczucie sensu. Prowadzenie bloga też daje ogromne poczucie sensu i satysfakcję. Tylko……No z czegoś trzeba żyć. Dodatkowo jeśli jesteś chora na Chorobę Afektywną Dwubiegunową podjęcie pracy pozwoli Ci zyskać niezależność i ugruntować wiarę w siebie. Jeśli jesteś bliskim chorego na ChAD warto pomóc mu w znalezieniu odpowiedniego zajęcia pamiętając, że chory na dwubiegunówkę nie może wykonywać każdej pracy. Musi ona być taka, by nie obciążała go ani zbyt mocno fizycznie ani też psychicznie. „Panie Boże spraw, żeby mi się chciało, tak jak mi się nie chce”. I już mi się chce, tak jak mi się nie chciało. Chce mi się rano wstawać. Szykować sobie śniadanie do pracy. Jechać do roboty i wypełniać swoje obowiązki. Nie tylko dlatego, że chwilowo moja sytuacja zmusza mnie do tego, ale również dlatego, że wizualizując sobie siebie w nowej pracy widzę, że będę tam szczęśliwa, że wszystko ułoży się dobrze. A Tobie czego się nie chce? A może właśnie się CHCE? Napisz w komentarzu proszę jakie u Ciebie panują nastroje. Czy jesteś zmotywowana do działania czy raczej może sil już Ci brak. Czekam na Twoją wypowiedź na ten temat. Życzę Ci pięknej soboty. Julka Małecka Praktyk Wyzdrowienia ChAD Fot.: Emilia Staszków Makijaż.: Anna Szlązak Studio Wizażu i Pielęgnacji
ŻEBY MI SIĘ CHCIAŁO TAK, JAK MI SIĘ NIE CHCE #78 Burza Mózgów Akademii Milionerów „Żeby mi się chciało tak, jak mi się nie chce” jest bodajże najczęściej powtarzanym zdaniem w poniedziałkowe poranki, czyli wtedy kiedy po weekendzie musimy wrócić do pracy. To jedno zdanie wypowiadane przez tak wiele osób, często nawet nieświadomie, zawiera w sobie cała prawdę na temat życia danej osoby, a przede wszystkim odnosi się do pracy, którą ta osoba wykonuje. Sprawa wygląda jeszcze gorzej, kiedy do pracy trzeba wrócić po dłuższym wolnym, np. po świętach albo urlopie. Istnieją nawet badania, które dowodzą, że po urlopie człowiek wraca do pracy jeszcze bardziej zmęczony niż przed, a to dlatego, że krótkotrwałe wybicie z codziennego rytmu kończy się często bezsennością, a rysująca się przed człowiekiem wizja pracy, aż do następnego urlopu, u niektórych potrafi wywołać stany depresyjne. Dlaczego tak się dzieję? Skąd ten nieustanny brak motywacji? Odpowiedź jest prosta, brak motywacji zawsze wynika z braku satysfakcji! Skoro nie cierpisz swojej pracy, nie lubisz swojego szefa, jesteś niezadowolony z zarobków to jakim cudem masz mieć ochotę na „powrót do codzienności”? Co zatem możesz zrobić, aby to zmienić? Myślę, że doskonale wiesz co, ale jeśli jakimś cudem tego nie dostrzegasz powiem to za Ciebie: MUSISZ ZMIENIĆ SWOJĄ PRACĘ! Nie ma innego wyjścia, jeśli w tym co robisz nie ma ani odrobiny satysfakcji, jeśli praca którą wykonujesz jest dla Ciebie udręką to czas najwyższy spojrzeć prawdzie prosto w oczy i zmienić to co Cię nieustannie zadręcza. Oczywiście wiem, co teraz powiesz: „że łatwo się mówi, a rachunki trzeba płacić” i to też jest prawda! Nikt przecież nie twierdzi, że masz porzucić pracę z dnia na dzień, ważne jest, aby podjąć w sobie decyzję i konsekwentnie do niej dążyć. Jeśli zrozumiesz, że motywacja przyjdzie wtedy kiedy połączysz pracę z pasją, że Ci, którzy nie czerpią przyjemności z własnej pracy po prostu wegetują zamiast żyć, to to będzie pierwszy krok do tego, żeby mieć satysfakcjonujące życie! Absolutnie nie chodzi o to, żebym namawiał Cię do porzucenia etatu i np. rozpoczęcia prace w marketingu online, ponieważ to Ty sam musisz mieć poczucie, że to jest właśnie to co chcesz w życiu robić! Ten stan wewnętrznej pewności co do tego co jest naprawdę w życiu ważne i do czego chce się dążyć – Simon Sinek, jeden z czołowych brytyjskich mówców motywacyjnych ” nazywa „poznaniem swojego wewnętrznego DLACZEGO”. Jeśli nie znasz książki tego autora „Zacznij od dlaczego” odsyłam Cię do zapoznania się z nią i to jak najszybciej!!! Po krótce to o czym pisze Sinek można by streścić w kilku słowach: Jeśli wiesz po co coś robisz to będziesz to robił z pasją i wewnętrznym zaangażowaniem. Będziesz tak kierował swoimi działaniami, aby cel, który sobie obrałeś osiągnąć jak najszybciej. Kilka zagadnień związanych z motywacją znajdziesz także na stronie Akademii, tutaj opisane to jest w naprawdę przystępny sposób. I jeszcze jedną rzecz warto sobie uświadomić, a mianowicie to że: WSZYSTKO ZACZYNA SIĘ W TWOJEJ GŁOWIE!!! Pamiętaj, że najpierw jest myśl, ta myśl niesie ze sobą pewien ładunek emocjonalny. Jeśli postarasz się żeby był on pozytywny to myśl ma szanse zamienić się w czyn. Myśl zatem pozytywnie, działaj konsekwentnie, a wkrótce nie będziesz musiał „chodzić do roboty, bo zawsze będziesz szedł do pracy”. Aby jednak to osiągnąć naucz się planować, bądź czynnie zaangażowany, a wszystko czego się podejmiesz osiągniesz z łatwością.
Dzisiejsza złota myśl jest specjalnie dla tych, co by chcieli dostać odpowiedź na pytanie: „żeby im się chciało, jak im się nie chce”. Tę myśl wypowiada Kamil Cebulski w książce Jolanty Gajdy E-biznes jako sposób na sukces: Wiele osób zadaje sobie pytanie: „Co zrobić, aby chciało mi się robić co innego, niż mi się chce?” Nie ma na to odpowiedzi. Trzeba ruszyć tyłek, zdać sobie sprawę, że nie wszystko, co robimy, robimy, bo chcemy – i zrezygnować z „wygody” dla wyższych celów.„ A więc do dzieła 😉 W życiu nie wszystko co musimy robić jest przyjemne, ale konieczne. Np. nie lubisz zmywania i co? Nie będziesz zmywał, bo ci się nie chce. Wkrótce zabraknie ci naczyń – a „zmuszenie się” wtedy do zmywania, do dopiero będzie wyczyn. I wtedy też nie będzie ci chciało bardziej niż na początku, gdy zlew nie był jeszcze pełny. Po prostu trzeba to zrobić i już ;D Pozdrawiam pozytywnie 😉
Każdy przynajmniej raz w życiu, wypowiedział to zdanie (u mnie najczęściej zdarzało się to w trakcie sesji). Mając mnóstwo kreatywniejszych i przyjemniejszych rzeczy do roboty, nauka do egzaminów czy inne obowiązki najchętniej odłożyłabym na dalszy plan. No bo co przyjemnego może być we wkuwaniu norm budowlanych czy w nauce do obszernego kolokwium? Czasem jednak lepiej zrobić coś od razu i nie zaprzątać sobie tym głowy przez resztę dnia czy tygodnia. No dobrze, wszystko ładnie, pięknie, ale jak sprawić, by mi się chciało tak jak mi się nie chce? Wyznacz sobie cel, który chcesz osiągnąć. Praca, którą wykonujesz zawsze musi do czegoś prowadzić. Jeśli za coś się bierzesz, robisz to po coś. Np. nauka do egzaminu przybliży Cię do celu, jakim jest otrzymanie tytułu naukowego, który umożliwi zatrudnienie w wymarzonej firmie, a zdobyta wiedza pomoże w założeniu własnej działalności. Wszystkie działania podejmujemy najczęściej z własnej nieprzymuszonej woli. Nie chcesz chyba zrezygnować z czegoś, na co pracowałeś tyle lat? Wysypiaj się. To podstawa podstaw. Dobry sen jest lekarstwem na wszystko. Zmęczenie, potęguje wrażenie nicniechcenia i niezadowolenia. Po nieprzespanej nocy jesteśmy nieefektywni i znużeni. Powinieneś poznać siebie na tyle dobrze, by wiedzieć jaka dawka snu jest dla Ciebie odpowiednia i miarę możliwości się jej trzymać. Zaczerpnij świeżego powietrza. Dzięki temu odświeżysz swój umysł i nabierzesz energii do dalszego działania. Jeśli nie masz możliwości wyjścia na zewnątrz, przewietrz chociaż pokój, w którym pracujesz. Od razu poczujesz ulgę i przypływ dobrej energii. Pomyśl sobie, że nie jesteś sam. Może wydawać się to śmieszne, ale mi zawsze ułatwia to zadanie. Czuję się o wiele bardziej komfortowo jeśli wiem, że nie jestem osamotniona w robieniu czegoś niezbyt przyjemnego i że duża część społeczeństwa zmaga się z tym samym. Pomaga mi to zmobilizować się i skończyć użalać nad sobą. Myśl o pozytywach i wyznaczaj nagrody. Pomyśl o wolnym czasie, który zyskasz jeśli skończysz wykonywać dane zadanie. Czy nie warto się dla niego poświęcić? Jeśli uda Ci się zrobić coś o godzinę szybciej niż zakładałeś, zaoszczędzony czas możesz poświęcić na przeczytanie fragmentu ulubionej książki, zobaczenie serialu lub wieczorny jogging. Jednym słowem – na wszystko co lubisz. Po wykonanej pracy warto wyznaczać sobie nagrody, które niesamowicie motywują i sprawiają, że od razu staje się ona przyjemniejsza. Nie zostawiaj wszystkiego na ostatni moment. W przeciwnym wypadku, ogrom pracy, jaki musisz włożyć w wykonanie zadania może Cię przytłoczyć i tym bardziej nie będzie Ci się chciało. Lepiej rozłożyć sobie ją na etapy i codziennie zbliżać się do celu. Warto założyć sobie zapas czasowy, ponieważ najczęściej zadanie rozwleka się w czasie. Im szybciej zabierzesz się za wykonanie zadania, tym szybciej skończysz. I będziesz mógł robić to, co lubisz. Po co odkładać coś w nieskończoność i ciągle zaprzątać sobie tym głowę? Nie lepiej wykonać nielubiane zadanie od razu, by poczuć ulgę? W ten sposób zrzucisz z siebie zbędny balast. Odzyskasz świeżość umysłu i będziesz mógł zająć się czymś przyjemnym. Odpuść jeśli masz czas. Jeśli termin jest dość odległy, a nie potrafisz zmobilizować się, by akurat dzisiaj wziąć się do pracy – odpuść. Bywają takie dni, kiedy nic nie wychodzi, wszystko leci nam z rąk i najchętniej od rana do wieczora leżelibyśmy w łóżku z pudełkiem lodów i ulubioną książką. Nic na siłę. Jesteśmy tylko ludźmi i każdy z nas może mieć słabszy dzień. Warto czasem wsłuchać się w swoje wnętrze i nie działać wbrew sobie. Polecam wypróbować powyższe rady. Może u Was również się sprawdzą i pomogą zmotywować się do wykonywania niezbyt lubianych zadań. Koniecznie podzielcie się w komentarzach swoimi sposobami wyjścia ze stanu „nicniechcenia”.
Dom 13 listopada 2017 W listopadzie najbardziej na świecie lubię siedzieć z książką pod kocem. A jest jeszcze milej, gdy nagle w pokoju pojawia się promyk słońca – o tej porze roku to taka rzadkość! Mój spragniony wzrok podąża więc za tą świetlną wiązką i natrafia na coś, czego widzieć jednak nie chciałam. Wrrr… A mianowicie, gdy słońce zaświeci w szyby, zauważam, że są brudne. Nie jest to bardzo odkrywcze, bo w domu nie mam firanek i chcąc nie chcąc, nie da się tego spostrzeżenia uniknąć. Potem szybko – za każdym razem od nowa – liczę w myślach, ile mam okien. Wychodzi 15 sztuk i nigdy nie chce być inaczej. I myślę sobie, jak Kubuś Puchatek: „Boże spraw, żeby mi się chciało, tak bardzo jak mi się nie chce”. Dopada mnie więc kolejna refleksja, że przydałby mi się ktoś do pomocy w ogarnięciu tych okien. A najlepiej ktoś taki, powiedzmy sobie wprost — kto zrobi to po prostu za mnie. Jednocześnie — jak obuchem w głowę – pojawia się świadomość, że pracuję w oświacie, a nie w sektorze IT czy finansów i nierozważne byłoby przepuszczać moje zarobki na coś, co potrafię zrobić sama. Na szczęście przypomina mi się, że od pewnego czasu jestem posiadaczką fajnego urządzenia — ściągaczki, która bardzo ułatwia harówkę z brudnymi szybami. Ta myśl jest całkiem pocieszająca. Już nawet prawie się zrywam, by chwycić za szmatę, ale uświadamiam sobie, że mam tych okien jednak dosyć dużo i tak od razu problemu się nie pozbędę, mimo użycia wyspecjalizowanego sprzętu. Więc może nie ma co tak od razu się zrywać? Czy nie lepiej na spokojnie dokończyć rozdział, a najlepiej książkę i do tematu wrócić w następny weekend? To brzmi prosto, ale istnieje ryzyko, że za tydzień o tej porze będę robić to, co dziś — czyli leżeć z książką pod kocykiem i odwlekać wykonanie tego zadania. Jest też opcja, że będzie pochmurno i brudne szyby nie będą rzucały się w oczy i postanowienie zostanie znowu przesunięte w czasie. Tyle że za długo nie da się tego odwlekać, bo jeszcze miesiąc i będą święta. A wtedy nawet taki ktoś jak ja, nie akceptuje brudu w domu. Tak więc wniosek jest jeden – są w życiu czynności, których można nie lubić, ale i tak trzeba je wykonać. Może nie ma ich co tak demonizować, tylko wziąć się za robotę! Nie chce ci się? Znam to, mi też nie! Ale się zmuszam. I nie liczę na to, że przyjdzie lepszy moment i mi się zmieni motywacja. Wychodzę z założenia, że lepiej zrobić dziś i mieć potem święty spokój. I czyste sumienie. I niczym niezmącony widok przez okno ;) Fajny artykuł? Możesz nas pochwalić lub podzielić się nim z innymi :) Czytaj kolejny artykuł: My, feministki Nie mam łatwego charakteru. Nigdy nie twierdziłam, że mam. Potrafię upierać się, bronić swoich racji, walczyć jak lwica, jak mi na czymś zależy. I uważam, że to zaleta, a nie wada. Nie wiem tylko, czy mój mąż zgadza się z tym zdaniem, bo jemu też nie ustępuję. Za tradycyjnym podziałem obowiązków domowych też nie jestem. Co nie znaczy, że nie tykam się garów i ściery. Tykam, owszem. Ale odkurzacza już niekoniecznie. Nie raz i nie dwa usłyszałam, że mam feministyczne poglądy. To akurat nie jest prawda, do prawdziwej feministki mi daleko, chociaż… te prawdziwe feministki sto lat temu walczyły o prawa wyborcze dla kobiet i powszechny dostęp do nauki. Więc fakt, jestem feministką. Uważam, że kobieta powinna być wykształcona, oczytana, obyta w świecie, świadoma swoich praw. W moim domu rządziły kobiety, mama tatą, babcia dziadkiem… Druga babcia była dwukrotną wdową, królowała samodzielnie i niepodzielnie. W domu mojego męża obowiązywał patriarchat. Ostatnie zdanie należało do ojca, mojego teścia. Może dlatego ciężko mi było się z nim dogadać? W naszym domu… Nooo trenujemy trudną sztukę kompromisu, z różnym skutkiem. A Duśka patrzy, słucha i wyciąga wnioski… Czytałyśmy niedawno „Calineczkę” Andersena. Córkę mam dociekliwą, jak czegoś nie wie, to drąży do upadłego. I bardzo dobrze. Ma to po matce. Bo życie trzeba rozumieć, „tak, bo tak”, to nie jest argument. – Mamusiu, ale dlaczego Calineczka musiała się pożegnać ze słonkiem i kwiatkami? – Bo miała wyjść za kreta i mieszkać pod ziemią. – No to co? Nie mogła sobie wyjść na dwór, jakby chciała? – No nie, kret nie lubił słonka i kwiatów, nie wychodził z tuneli i jej też by nie pozwolił. – No weź, jakby mógł jej zabronić? – Jako mąż mógłby. – Ale jak to? – Kiedyś tak było, że żony słuchały się mężów, a to przecież jest stara bajka. – Mamusiu, ale to jest ABSOSMERFNIE nielogiczne, przecież to mężowie muszą słuchać się żon! Mimo wszystko nie zamierzam wyprowadzać jej z błędu. Diabli wiedzą, na jakich mężczyzn będzie w życiu trafiała. Fajny artykuł? Możesz nas pochwalić lub podzielić się nim z innymi :) Czytaj kolejny artykuł: O tym, że dobro powraca, szczególnie wtedy, gdy się tego nie spodziewamy Wiecie, nie lubiłam niespodzianek, bo czasem stawiają obdarowanego w niezręcznej sytuacji i zmuszają do rewanżu. Bo przecież jak ktoś coś dla mnie, to ja dla niego też powinnam, prawda? No właśnie, że nieprawda! Aż sama jestem zdziwiona tym co piszę, ale kilka zdarzeń, właśnie “niespodziewanych niespodzianek”, dało mi zupełnie inny ogląd na sprawę i znów wróciły do mnie niedawnym wspomnieniem. Kilka “szmat” od H. Chyba z rok temu, zaprzyjaźniona wirtualnie od ponad 6 lat koleżanka z pracy i nie tylko, zapytała mnie, czy nie chcę kilku “szmatek” dla ciężarnych, żebym po porodzie mogła bez żalu wywalić, bez tracenia pieniędzy. Oczywiście, że chciałam, bo ja nie należę do rozrzutnych, więc zgodziłam się z zadowoleniem. Po drodze zapytała jeszcze o jedną i drugą inną rzecz czy mi się nie przyda i obiecała wysłać paczkę. Ależ mnie czekało szokujące odkrycie, bo do tej paczki “szmacianej” wepchnęła taką ilość akcesoriów dla mnie i małego, że mnie zatkało. No jak to?! Te wszystkie rzeczy to niemały majątek, więc kopara mi opadła i rzuciłam się do telefonu, by zwrócić co najmniej za kuriera i zapłacić choć za ułamek z tych rzeczy. Nic z tego, tematu nie było, na zdrowie dla mnie, niech służy. Kuźwa, chyba połowa wyprawki! Przeżywałam to bity tydzień, że jak to tak, ona wyjdzie stratna, a mi będzie głupio na wieki wieków. Ale niech służy! Prezent na zaś Trzy dni od tej niespodzianki, dostałam wyładowaną po brzegi paczkę z kosmetykami pewnej marki dla niemowląt i dzieci. Usiadłam, odpakowałam i nie wierzyłam, przynajmniej półroczny zapas kosmetyków dla małego i dla mnie też. Siedziałam i śmiałam się do siebie, pomyślałam – trzeba stawiać darczyńcy łiskacza, bo jak to tak, za darmo?!? Ano, za darmo, prezent, po prostu. Przesyłka od S Kiedy indziej znalazłam w skrzynce awizo, w sobotę stawiłam się grzecznie w kolejce na poczcie. Po kwadransie oczekiwania w zmodernizowanej i sprzyjającej klientom (dobry żarcik) placówce, wręczyłam pani karteczkę. W zamian wyciągnęłam ręce po zapakowaną w biały papier paczkę i zaczęłam się śmiać. Na chwilę wszystkie klepki mi się pomieszały, bo nie mogłam zrozumieć tego fenomenu. Do domu leciałam jak na skrzydłach, co i rusz spoglądając na paczkę. Niczego się nie spodziewałam, o nic nikogo nie prosiłam, to co tym razem? Bomba, wąglik? Może lepiej rozpakować na dworze, albo niech mąż rozpakuje, zawsze matki bardziej szkoda dzieciom odbierać. Dotarłam do domu, rozszarpałam opakowanie, a tam piękne suweniry dla moich chłopaków. Złapałam za telefon, podziękowałam. Poczułam się wyróżniona przez los, że mam wokół siebie osoby, które ciepło o mnie myślą i zwyczajnie podarowały coś od siebie. Później miłym gestem sprawiła mi niespodziankę jeszcze A i M, a ja nadal nie mogłam tego pojąć, czym zasłużyłam na to. A może ja wyglądam tak biednie i niezaradnie życiowo? Oby nie! Przecież nie jestem kimś wyjątkowym, mam swoje wady, bywam mało lubiana, bo mówię co myślę. Zapytałam mojej mamy, czy ona coś z tego rozumie, bo ja nic. Powiedziała mi tylko tyle – nic dziwnego, ty myślisz o innych, doceń, że ktoś myśli też o tobie. Dobro powróciło z nawiązką, dziękuję i posyłam je dalej :) Fajny artykuł? Możesz nas pochwalić lub podzielić się nim z innymi :)
zeby mi sie chcialo tak jak mis ie nie chce